Byłam kiedyś na warsztatach
chrześcijańskich dotyczących postanowień noworocznych. Była to propozycja
podejmowania z modlitwą postanowień w kilku kategoriach, zapisywania w jaki
sposób te postanowienia można zrealizować oraz zaplanowania w związku z tym kilku
bardzo konkretnych zadań na przyszły rok.
Następnie prowadzący zachęcał by
zaglądać w ciągu roku do tych planów, a na koniec zrobić podsumowanie oraz
zaplanować zadania na kolejny rok. U prowadzącego takie podsumowywanie i
planowanie trwało kilka dni i zajmowało spore arkusze papieru. Myślę, że mogło
być to dla niego pomocne narzędzie, pozwalające dokumentować jego rozwój i
wzrastanie w Panu.
Próbowałam przez kilka lat
podejmować takie postanowienia. Najważniejsze z nich się nie zmieniało i brzmiało:
„Relacja z Bogiem”. Miałam na myśli rozwój, pogłębienie tej relacji. Co roku czułam,
że nie jest taka jaka być powinna, jaką chciałabym mieć.. „Za mało się modlę,
za mało czytam Biblię, za krótko…, za rzadko...”. Chciałam coś z tym zrobić... Ale co? Więcej
się modlić, więcej czytać? Może zacząć coś robić dla Niego, podjąć jakąś
służbę..? Czasem modliłam się też, żeby to Bóg coś zrobił z naszą relacją –
ożywił mnie, zmienił, rozpalił we mnie miłość.. Chciałam zmian, ale wykonania
brakowało.
Dzisiaj myślę, że brak zmian w
tej kwestii wynikał z mojego nieprawdziwego, niepełnego obrazu Boga oraz skupiania
się na sobie i swoich niedoskonałościach, a nie na Bogu.
Na przykład miałam okres, kiedy cierpiałam na
(jak to nazwałam) kompleks córki marnotrawnej. Nie do końca zdawałam sobie z
tego sprawę, ale pewnego dnia Bóg wyraźnie mi to pokazał. Wydawało mi się, że po okresie życia na własną
rękę, przyjęcie mnie z powrotem przez Boga, było szczytem tego, co mogę
osiągnąć. Gdzieś podświadomie czułam się gorsza (choć nikt nie dawał mi powodu
do tego, by tak się czuć) od tych, którzy być może mając trudniejsze momenty,
nie odeszli od Niego. Lubiłam śpiewać pieśń „Oczekuję Ciebie Panie”, a
szczególnie fragment: „Nie chcę, by się wywyższało serce, Wszystko czego
pragnę to Twe progi, W ciszy na Twym
progu siedzieć będę, Cieszyć się, że jesteś moim Bogiem”. To był dla mnie obraz
mojego dalszego, szczęśliwego życia z Bogiem. Ale jakże inaczej widział to Bóg!
Nie krytykuję tej pieśni, domyślam
się, że powstała z inspiracji Ps 84,11 „Albowiem lepszy jest dzień w
przedsionkach twoich, Niż gdzie indziej tysiąc; Wolę stać raczej na progu domu
Boga mego, Niż mieszkać w namiotach bezbożnych.” Chcę powiedzieć, że syn
marnotrawny, myśląc o powrocie do domu ojca, planował bardzo skromne życie: „Wstanę i
pójdę do ojca mego i powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem przeciwko niebu i przeciwko
tobie, już nie jestem godzien nazywać się synem twoim, uczyń ze mnie jednego z
najemników swoich.” Łk 15,18-19. Ale
jakże inaczej widział to ojciec!
„Wstał i poszedł do ojca swego. A
gdy jeszcze był daleko, ujrzał go jego ojciec, użalił się i pobiegłszy rzucił
mu się na szyję, i pocałował go. Syn zaś rzekł do niego: Ojcze,
zgrzeszyłem przeciwko niebu i przeciwko tobie, już nie jestem godzien nazywać
się synem twoim. Ojciec zaś rzekł do sług swoich: Przynieście szybko najlepszą szatę i ubierzcie go; dajcie też
pierścień na jego rękę i sandały na nogi, i przyprowadźcie tuczne cielę,
zabijcie je, a jedzmy i weselmy się, dlatego, że ten syn mój był umarły, a
ożył, zginął, a odnalazł się. I zaczęli się weselić. „ Łk 15, 20-24
Nie czytam tu, by Ojciec ukarał
syna, uczynił z niego najemnika, wskazał próg swojego domu. Nie czytam, by
wyznaczył dla niego jakiś okres próbny, czas w którym będzie pod obserwacją itp.
Tak naprawdę syn marnotrawny nie dokończył tego, co planował powiedzieć! Wyobrażam sobie, ze
ojciec mu przerwał.. Przywitał go z niespotykaną
miłością i radością.
Dla starszego syna ojciec miał
równie pełne miłości słowa:
Wtedy on rzekł do niego: Synu, ty
zawsze jesteś ze mną i wszystko moje jest twoim. Łk 15,31 Wszystko moje jest twoim - aż trudno wyobrazić sobie odzwierciedlenie tych słów w życiu człowieka z Bogiem...
Dzisiaj mam świadomość, że Bóg nie zaplanował dla mnie cichutkiego życia, z dala od Jego działania. Droga do Wszechmogącego Boga przede mną, jak i przed każdym Bożym dzieckiem, jest otwarta (zasłona światyni rozdarła się na dwoje). Duch Święty czeka ze swoimi darami na tych, którzy zaczną się usilnie starać... Wiem, że moje słabości nie są tu ograniczeniem (a wręcz przeciwnie, bo pełnia mocy okazuje się w słabości). Ahoj, przygodo!
Dzisiaj mam świadomość, że Bóg nie zaplanował dla mnie cichutkiego życia, z dala od Jego działania. Droga do Wszechmogącego Boga przede mną, jak i przed każdym Bożym dzieckiem, jest otwarta (zasłona światyni rozdarła się na dwoje). Duch Święty czeka ze swoimi darami na tych, którzy zaczną się usilnie starać... Wiem, że moje słabości nie są tu ograniczeniem (a wręcz przeciwnie, bo pełnia mocy okazuje się w słabości). Ahoj, przygodo!