wtorek, 23 sierpnia 2016

Moc jedności kościoła

Znalazłam w wersjach roboczych post, który napisałam kilka miesięcy temu. Nie dokończyłam go, a myślę, że jednak warto by tu się pojawił...
Do czasu odsłuchania poniższego kazania myślałam, że znam swoje swoje słabości, wiem w czym niedomagam...





"Kościół w Polsce, ogólnie rzecz biorąc, jest kościołem w dość dziwnej kondycji (…) Statystyki pokazują, że środowisko ewangeliczne jest mniejsze niż błąd statystyczny. Zastanawiam się, na czym polega problem. Czy wielki, mocny, wszechmogący Bóg, który rozdzielał Morze Czerwone przed Izraelitami, czy wielki, mocny, wszechmogący Bóg, który sprawił,ze naród Korei Południowej po wojnie nawrócił się w tak dużej mierze, (…) czy wielki, mocny, wszechmogący Bóg, który doprowadza do tych licznych przebudzeń w świecie, który sprawia, ze w Chinach dzisiaj nawraca się dziennie 20 tys. ludzi, czy zabrakło Mu wyobraźni dla Polaków? "
"Czy jest coś takiego, że Bóg, patrząc na Polskę, myśli: no tutaj..., trzeba to przemilczeć, nawet ja nie dam rady?. 
To nie jest ten problem. Myślę, ze problem polega na tym, że zostaliśmy nauczeni czegoś nieprawdziwego .."
"Mamy długą historię chwalebnych konspiracji, powstań i najróżniejszych zrywów, które wykuwały się w tajemnicy przed tymi, którzy sprawowali nad nami władzę."
"My Polacy mamy tą tendencję, ze wszędzie widzimy drugie dno"
"Nieufność jest naszą podstawową cechą. "
"Jesteśmy narodem o wielkich skłonnościach do podejrzliwości, do krytycyzmu, do pogardy i narodem, który ma bardzo dużą potrzebę niezależności od autorytetów. Bo kto to jest autorytet? Ktoś, kto chce cię oszukać, bo tak było przez 200 lat.."

Słuchanie Pana Boga - część 2

To wydarzyło się, gdy jechaliśmy samochodem na urlop, nad morze, ponad 500 km.
Zawsze przed dłuższą podróżą modlę się, proszę Boga o to, żebyśmy bezpiecznie i spokojnie dojechali do celu. Tym razem, mniej więcej w połowie trasy, kiedy prowadził mój mąż, a ja miałam chęć się zdrzemnąć (miałam już zamknięte oczy) poczułam przynaglenie by pomodlić się bardziej konkretnie, to znaczy o męża. Zastanowiłam się chwilę co może być potrzebne kierowcy, pierwsze co przyszło mi do głowy to refleks, a potem jakby szybko Pan Bóg podpowiedział mi, że czujność i mądrość. Pomodliłam się więc o czujność, refleks i mądrość. W tej samej chwili, w której skończyłam coś zaczęło się dziać z samochodem. Z powodu zamkniętych oczu zupełnie nie wiedziałam jaka była przyczyna ani co się dzieje. Krzyknęłam "Jezu ratuj!"
Wpadliśmy w poślizg na autostradzie i kiedy w końcu się zatrzymaliśmy okazało się, że obróciło nas o 180 stopni i stoimy na awaryjnym pasie. W tym czasie nie jechały za nami inne samochody.  Nic się nam nie stało, jedynie samochód nieco ucierpiał, ponieważ otarł się dwukrotnie o barierki. Ale był sprawny, więc pojechaliśmy dalej. 
Duch Święty jest niesamowity, że pobudził mnie do tej modlitwy..

Słuchanie Pana Boga - część 1

Odkąd zaczęłam uczyć się słuchać głosu Pana Boga (co głównie sprowadziło się do tego, żeby nie zgadywać Go w czasie modlitwy, ale mieć też czas wyciszenia i czekania na Jego głos) moje życie z Bogiem nabrało nowego wymiaru. Pan Bóg mówi na bardzo różne sposoby..

Pewniej niedzieli w kościele przemówił do kogoś, by przeczytał najbardziej chyba znany tekst z Biblii o miłości 
"Choćbym mówił językami ludzkimi i anielskimi, a miłości bym nie miał, byłbym miedzią dźwięczącą lub cymbałem brzmiącym. I choćbym miał dar prorokowania, i znał wszystkie tajemnice, i posiadał całą wiedzę, i choćbym miał pełnię wiary, tak żebym góry przenosił, a miłości bym nie miał, byłbym niczym.  I choćbym rozdał całe mienie swoje, i choćbym ciało swoje wydał na spalenie, a miłości bym nie miał, nic mi to nie pomoże.  Miłość jest cierpliwa, miłość jest dobrotliwa, nie zazdrości, miłość nie jest chełpliwa, nie nadyma się, nie postępuje nieprzystojnie, nie szuka swego, nie unosi się, nie myśli nic złego, nie raduje się z niesprawiedliwości, ale się raduje z prawdy; wszystko zakrywa, wszystkiemu wierzy, wszystkiego się spodziewa, wszystko znosi. Miłość nigdy nie ustaje; bo jeśli są proroctwa, przeminą; jeśli języki, ustaną, jeśli wiedza, wniwecz się obróci. Bo cząstkowa jest nasza wiedza i cząstkowe nasze prorokowanie; lecz gdy nastanie doskonałość, to, co cząstkowe, przeminie. Gdy byłem dziecięciem, mówiłem jak dziecię, myślałem jak dziecię, rozumowałem jak dziecię; lecz gdy na męża wyrosłem, zaniechałem tego, co dziecięce.  Teraz bowiem widzimy jakby przez zwierciadło i niby w zagadce, ale wówczas twarzą w twarz. Teraz poznanie moje jest cząstkowe, ale wówczas poznam tak, jak jestem poznany. Teraz więc pozostaje wiara, nadzieja, miłość, te trzy; lecz z nich największa jest miłość."  1 Kor 13Później jeszcze było krótkie przesłanie, które utkwiło mi w  pamięci pod hasłem "W każdej relacji zwyciężaj przez miłość".

Pomyślałam, że jest to ważne, ale w tamtym momencie nie widziałam jakiegoś szczególnego/szczegółowego odniesienia tego słowa do mojego życia, raczej ogólne - kochaj wszystkich ludzi wokół, nie ważne czy są mili i przyjacielscy, czy są wrogami.
Wieczorem zadzwonił do mnie Tato. Historia naszej relacji nie była najłatwiejsza, ale teraz jest już wszystko dobrze, lubimy się, kocham go nie dlatego, że powinnam... 
Właśnie, w trakcie tej rozmowy Pan Bóg przypomniał mi to słowo i zachęcił mnie bym powiedziała Tacie, że go kocham. Może się to wydawać cukierkowe, ale... ja nigdy do tej pory nie powiedziałam tego Tacie. W moim domu miłość okazywało się zachowaniem, troską, szacunkiem, ale nie słowami.
Powiedzenie tego po raz pierwszy, po wielu latach może być ogromnie trudne i wymagać  przełamania (tu przypomniała mi się niezwykła książka Jamesa Jordana "Synostwo: Podróż do serca ojca"). Tymczasem słowo usłyszane kilka godzin wcześniej nagle wezbrało we mnie i czułam, że to "kocham Cię!", które mam powiedzieć do Taty wręcz unosi się z mojego wnętrza do gardła i jest czymś co chce zaistnieć w tej rozmowie, chce się wydostać ze mnie i zamiast przełamywać się, musiałabym spiąć się, żeby tego nie powiedzieć. Uśmiechnęłam się i...
"- Kocham Cię, Tato! 
- ... [krótka cisza] Co powiedziałaś??
- Kocham Cię!
- No ja Ciebie też!"
To było coś ważnego dla mnie i dla naszej relacji i wiem, że Słowo posłane przez Boga wykonało swoją pracę "Gdyż jak deszcz i śnieg spada z nieba i już tam nie wraca, a raczej zrasza ziemię i czyni ją urodzajną, tak iż porasta roślinnością i daje siewcy ziarno, a jedzącym chleb, tak jest z moim słowem, które wychodzi z moich ust: Nie wraca do mnie puste, lecz wykonuje moją wolę i spełnia pomyślnie to, z czym je wysłałem." Iz 55,10-11
Nie skończyło się na tym jednym razie i wierzę, że nasza relacja będzie się pogłębiać.

poniedziałek, 7 marca 2016

Mrugnięcie Pana Boga

Podszedł do mnie kiedyś na parkingu przed Lidlem. 
"Przepraszam, czy ma pani dla mnie jakąś pracę?" - zapytał. Zaskoczyło mnie, że nie prosił o pieniądze. Nic nie przychodziło mi do głowy, byłam z zakupami i dzieckiem
"Nie mam pracy, ale mogę coś panu dać" - powiedziałam.
Po "zapakowaniu" dziecka do samochodu i zakupów do bagażnika, wyjęłam coś do jedzenia, czym mogłąm się podzielić.
Chwilę rozmawialiśmy. Był trzeźwy, opowiedział kilka szczegółów ze swojej trudnej przeszłości i nie mniej trudnej teraźniejszości. 
Zaczęłam opowiadać mu o Kościele Ulicznym* i ośrodku dla bezdomnych, w którym mógłby uzyskać pomoc. 
"Niech pan przyjdzie w środę o 19:00 na patelnię koło metra Centrum"
"A za ile to będzie dni? Bo ja nie wiem jaki dzisiaj jest dzień"
To też było dla mnie zaskoczenie. Ale fakt, sama mając dom i kalendarz nieraz gubiłam się w czasie... Zaczęłam szukać kartki i długopisu, żeby zapisać szczegóły, ale jak na złość nie miałam przy sobie nic do pisania. Powtórzyłam więc kilka razy "Niech pan zapamięta: za 3 dni, godzina 19:00, metro Centrum!", zakończyliśmy rozmowę i pojechałam.

Później zawsze kiedy robiłąm zakupy w Lidlu i byłam na spotkaniu Kościoła Ulicznego rozglądałam się za nim, ale nie było go.
Wkrótce potem stwierdziłam, że fajnie by było mieć wizytówki z najważniejszymi informacjami, żeby w razie potrzeby zostawić komuś. Zamówiłam je. 
Po jakimś czasie przestałam się rozglądać na parkingu.

Wczoraj, kiedy pakowałam zakupy do bagażnika, a dziecko do samochodu ktoś do mnie podszedł "Przepraszam, czy ma pani dla mnie jakąś pracę?" To był On!
"Niestety nie mam" 
Ale mam przy sobie wizytówki - pomyślałam. Ucieszyłam się, ze go zobaczyłam. Żyje! Miałam wrażenie, że jest nawet w lepszej formie.. 
"Będę miała coś dla pana" wyjęłam wizytówkę, zajrzałam do portfela i zobaczyłam niewiele drobnych i jeden banknot. Nie zastanawiając się wiele wyjęłam go.
"Pan już kiedyś do mnie podszedł" - powiedziałam - "Niech pan pójdzie w środę na spotkanie Kościoła Ulicznego, tu ma pan wszystko napisane, godzina 19:00, koło metra centrum. Dostanie tam pan jedzenie." Dałam wizytówkę.
"A tu, proszę sobie coś kupić do jedzenia" - podałam banknot.
Wziął go do ręki, po czym zrobił gest w moją stronę "To jest za dużo"
"Ale nie mam mniej, mogę dać panu tyle albo w ogóle"
"To jest za dużo, ja nie jestem łasy na pieniądze"
"Ale potrzebuje pan kupić coś do jedzenia, niech pan weźmie, wystarczy panu na kilka dni"
"Darek jestem" - wyciągnął rękę
"Asia" - podałam mu swoją. Pocałował ją.
"Aśka! Normalnie jak ja Ci dziękuję!!!" - przytulił mnie.
Chwilę jeszcze rozmawialiśmy o Bogu i jego przeszłości. Zostawiłam mu kontakt do mojego kościoła. "Muszę już jechać!"
Zamknął za mną drzwi i zaczął ręką wycierać wodę z szyby - koniecznie chciał coś zrobić, zapracować.
W domu sprawdziłam, ze pomiędzy tymi dwoma spotkaniami minęły prawie dwa lata..
Mam nadzieję na następne...

niedziela, 14 lutego 2016

Uzdrowienie emocji

Zdarzyło mi się niedawno, że zostałam bardzo zraniona. Cierpiałam, trudno mi było pohamować płacz. Prawie wszystko wokół przypominało mi o moim bólu i trudno było mi zająć się czymkolwiek. Dotrwanie do końca dnia było wyzwaniem.

W tej sytuacji przyszłam do Boga. Wylałam przed Nim swoje serce. 
Bóg dodał mi otuchy słowem z Psalmu 147,3:

[Pan] uzdrawia tych, których serce jest złamane, I zawiązuje ich rany. 

Już wcześniej stwierdziłam, że to nie czas leczy rany, ale Jezus leczy rany, a słowo z Psalmu zbudowało moją wiarę. Zauważyłam, że On robi to teraz i bez pytania o przyczynę, bez wymówek (gdybyś mnie posłuchała...). Po prostu uzdrawia i zawiązuje rany.

Nie spodziewałam się, że stanie się to tak szybko...  Następnego dnia miałam spotkać się z wierzącym człowiekiem. Z powodu mojego stanu chciałam to spotkanie odwołać. Bałam się, że się rozkleję, a nie chciałam rozmawiać na temat moich ran. Jednak poszłam i jak to bywa w czasie spotkań wierzących (wystarczy, gdy jest ich dwóch), Duch Święty zaczął działać.
Pomimo, ze rozmowa dotyczyła innego tematu, w pewnym momencie Bóg pokazał mi powód mojego smutku z innej perspektywy. Zrobiło mi się raźniej... To jednak nie był koniec. W pewnym momencie poczułam jakby z wewnątrz mnie ktoś wyjmował ciężary, które sprawiały mi ból. Miałam nawet obraz, że są to wilgotne, uszkodzone, porosłe glonami cegły - takie, jakie można zobaczyć w ruinach. Poddałam się temu i czułam jak jednocześnie ból wewnątrz mnie maleje, aż zupełnie zniknął. Było to niesamowite! Wróciłam do domu wolna i szczęśliwa!

Później zaczęłam się nad tym zastanawiać - dlaczego Bóg pokazał mi ten obraz zniszczonych cegieł? Wówczas przypomniał mi się fragment 1 Kor 3,9-15

Albowiem współpracownikami Bożymi jesteśmy; wy rolą Bożą, budowlą Bożą jesteście. Według łaski Bożej, która mi jest dana, jako mądry budowniczy założyłem fundament, a inny na nim buduje. Każdy zaś niechaj baczy, jak na nim buduje. Albowiem fundamentu innego nikt nie może założyć oprócz tego, który jest założony, a którym jest Jezus Chrystus. A czy ktoś na tym fundamencie wznosi budowę ze złota, srebra, drogich kamieni, z drzewa, siana, słomy, to wyjdzie na jaw w jego dziele; dzień sądny bowiem to pokaże, gdyż w ogniu się objawi, a jakie jest dzieło każdego, wypróbuje ogień. Jeśli czyjeś dzieło, zbudowane na tym fundamencie, się ostoi, ten zapłatę odbierze; jeśli czyjeś dzieło spłonie, ten szkodę poniesie, lecz on sam zbawiony będzie, tak jednak, jak przez ogień.


Moje zranienie częściowo spowodowane było tym, że nie posłuchałam Bożego ostrzeżenia i zacząłam budować z niewłaściwego materiału. Bóg cały czas pokazywał mi, ze nie jest to właściwe aż w końcu zrozumiałam, że musze podjąć radykalne kroki by tego zaprzestać. To nie było łatwe, ale tak jak już napisałam - Bóg nie tylko pomógł wykonać mi ten krok, ale i uzdrowił moje wnętrze.


Kolejną rzeczą, którą zrozumiałam, było to, że muszę współpracować z Bogiem w utrzymaniu tego uzdrowienia. Dobrze wiedziałam, że przez niewłaściwe myślenie, przywoływanie wspomnień i rozczulanie się nad sobą mogę je utracić i ponownie sama wpędzić się w ten stan smutku, obciążenia czy nawet depresji. Słowo Boże mówi, że moge mieć wpływ na to, o czym myślę:


A pokój Boży, który przewyższa wszelki rozum, strzec będzie serc waszych i myśli waszych w Chrystusie Jezusie. Wreszcie, bracia, myślcie tylko o tym, co prawdziwe, co poczciwe, co sprawiedliwe, co czyste, co miłe, co chwalebne, co jest cnotą i godne pochwały. Czyńcie to, czego się nauczyliście i co przejęliście, co słyszeliście, i co widzieliście u mnie; a Bóg pokoju będzie z wami.Flp 4,7-9


A tak, jeśliście wzbudzeni z Chrystusem, tego co w górze szukajcie, gdzie siedzi Chrystus po prawicy Bożej; o tym, co w górze, myślcie, nie o tym, co na ziemi. Kol 3,1-2


Dotarło do mnie, że jeśli zaniedbam walkę o kierunek swoich myśli mogę utracić to, co otrzymałam od Boga. Nie oznaczałoby to, ze uzdrowienie było nieprawdziwe, ale że byłam niewierna w tym, co zostało mi darowane.

Podobnie jak w przypowieściach Jezusa sługa stracił talent (Mt 25,14-30), a dłużnik łaskę (Mt 18,23-34).

Na koniec tego procesu uzdrowienia i pouczenia, Bóg zapieczętował we mnie to wersetem, który brzmi jak telegram:

Przyjdę rychło; trzymaj, co masz, aby nikt nie wziął korony twojej. (Ap 3,11)

Trzymałam i trzymam! Teraz Bóg wypełnił moje życie tak, że nawet nie muszę specjalnie pilnować swoich myśli, one same płyną ku górze...