Wraz z wieloma zmianami w moim
życiu, zmieniło się także moje podejście do modlitwy. Muszę przyznać, że
wcześniej często czułam się niezadowolona z mojego życia modlitewnego.
Miałam poczucie, że są sprawy, o
które POWINNAM się modlić, a nie robię tego lub robię to za rzadko. Próbowałam coś
zmienić i zrobiłam sobie plan modlitwy. Przyporządkowałam sprawy odpowiednim
dniom tygodnia i każdego dnia miałam modlić się o te, zaplanowane na dany
dzień. Z realizacją było jednak różnie, zwykle po krótszym lub dłuższym czasie
odkładałam plan na bok.
Czas na dziękowanie, czas na
uwielbianie, prośby według planu – było to dla mnie jakieś nienaturalne.
Zauważałam też, że kiedy działo się coś, co angażowało mnie, moje emocje -
zarówno trudnego jak i radosnego, nie miałam kłopotu z modlitwą, nie
potrzebowałam do niej żadnych planów. Ona po prostu płynęła z serca.
Zadałam więc sobie pytanie – czy w takim razie naprawdę zależy mi na
tych sprawach, o których myślenie zaczynam od „powinnam się o to modlić”?
Odpowiedź nie była łatwa i wiele obnażyła.
W tej sytuacji potrzebowałam
przenieść uwagę z siebie i swojego otoczenia na Boga.
Doceniłam na nowo modlitwę w
językach. Kiedyś modliłam się w ten sposób tylko wtedy, gdy nie wiedziałam o co
się modlić: „Podobnie i Duch wspiera nas w niemocy naszej; nie wiemy bowiem, o
co się modlić, jak należy, ale sam Duch wstawia się za nami w niewysłowionych
westchnieniach.” Rz 8,26. Zgodnie z zaleceniami Pawła (1Kor 14) unikałam
takiej modlitwy na spotkaniach, ale odkryłam, że ten sam Paweł, który radził
Koryntianom, by na spotkaniach nie modlili się w duchu, jednocześnie powiedział
o sobie „Dziękuję Bogu, że ja o wiele więcej językami mówię, niż wy wszyscy;” 1
Kor 14,18.
Zaczęłam się dużo modlić na
językach. W czasie takich modlitw czasem przychodziły mi na myśl różne sprawy i
wtedy modliłam się o nie. Czasem pojawiały się myśli, żeby np. do kogoś
zadzwonić. Realizowałam to później i czasem okazywało się to ważne. Generalnie
w czasie modlitwy na językach ożywał mój duch i przychodziła Boża obecność.
Ciesząc się bliskością Boga, zapomniałam o wszystkich listach, planach i o tym,
co powinnam. Wiem, że nie umiem kochać,
tak jak Jezus i nie wykrzeszę z siebie nawet cząstki takiej miłości. Ale mogę
przebywać z Nim, nasiąkać Nim i pozwolić na to, żeby to Jego miłość się ze mnie
wylewała..
Moja modlitwa zaczęła koncentrować
się bardziej na uwielbieniu i dziękowaniu niż na prośbach. Nie traktuję uwielbienia
i dziękowania jako wstępu do próśb czy środka, który ma zapewnić mi Bożą uwagę
i przychylność. Chcę by moja modlitwa była czasem, który w szczególny sposób
należy do Boga, w którym chcę nasiąknąć nim, chcę usłyszeć i wiedzieć czego ode
mnie oczekuje i jaka jest jego wola.
Jakiś czas później Bóg pokazał mi
co zrobić z tymi wszystkimi sprawami („powinnam”). Napiszę o tym kiedyś.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz