wtorek, 1 lipca 2014

Modlitwa

Wraz z wieloma zmianami w moim życiu, zmieniło się także moje podejście do modlitwy. Muszę przyznać, że wcześniej często czułam się niezadowolona z mojego życia modlitewnego.
 
Miałam poczucie, że są sprawy, o które POWINNAM się modlić, a nie robię tego lub robię to za rzadko. Próbowałam coś zmienić i zrobiłam sobie plan modlitwy. Przyporządkowałam sprawy odpowiednim dniom tygodnia i każdego dnia miałam modlić się o te, zaplanowane na dany dzień. Z realizacją było jednak różnie, zwykle po krótszym lub dłuższym czasie odkładałam plan na bok.  
 
Czas na dziękowanie, czas na uwielbianie, prośby według planu – było to dla mnie jakieś nienaturalne. Zauważałam też, że kiedy działo się coś, co angażowało mnie, moje emocje - zarówno trudnego jak i radosnego, nie miałam kłopotu z modlitwą, nie potrzebowałam do niej żadnych planów. Ona po prostu płynęła z serca.
 
Zadałam więc sobie pytanie – czy w takim razie naprawdę zależy mi na tych sprawach, o których myślenie zaczynam od „powinnam się o to modlić”? Odpowiedź nie była łatwa i wiele obnażyła.
 
W tej sytuacji potrzebowałam przenieść uwagę z siebie i swojego otoczenia na Boga.

Doceniłam na nowo modlitwę w językach. Kiedyś modliłam się w ten sposób tylko wtedy, gdy nie wiedziałam o co się modlić: „Podobnie i Duch wspiera nas w niemocy naszej; nie wiemy bowiem, o co się modlić, jak należy, ale sam Duch wstawia się za nami w niewysłowionych westchnieniach.” Rz 8,26. Zgodnie z zaleceniami Pawła (1Kor 14) unikałam takiej modlitwy na spotkaniach, ale odkryłam, że ten sam Paweł, który radził Koryntianom, by na spotkaniach nie modlili się w duchu, jednocześnie powiedział o sobie „Dziękuję Bogu, że ja o wiele więcej językami mówię, niż wy wszyscy;” 1 Kor 14,18.
Zaczęłam się dużo modlić na językach. W czasie takich modlitw czasem przychodziły mi na myśl różne sprawy i wtedy modliłam się o nie. Czasem pojawiały się myśli, żeby np. do kogoś zadzwonić. Realizowałam to później i czasem okazywało się to ważne. Generalnie w czasie modlitwy na językach ożywał mój duch i przychodziła Boża obecność. Ciesząc się bliskością Boga, zapomniałam o wszystkich listach, planach i o tym, co powinnam. Wiem, że nie umiem kochać, tak jak Jezus i nie wykrzeszę z siebie nawet cząstki takiej miłości. Ale mogę przebywać z Nim, nasiąkać Nim i pozwolić na to, żeby to Jego miłość się ze mnie wylewała..
 
Moja modlitwa zaczęła koncentrować się bardziej na uwielbieniu i dziękowaniu niż na prośbach. Nie traktuję uwielbienia i dziękowania jako wstępu do próśb czy środka, który ma zapewnić mi Bożą uwagę i przychylność. Chcę by moja modlitwa była czasem, który w szczególny sposób należy do Boga, w którym chcę nasiąknąć nim, chcę usłyszeć i wiedzieć czego ode mnie oczekuje i jaka jest jego wola.
Jakiś czas później Bóg pokazał mi co zrobić z tymi wszystkimi sprawami („powinnam”). Napiszę o tym kiedyś.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz