poniedziałek, 2 czerwca 2014

Decyzje i uzdrowienie

Doświadczenie związane z leczeniem mojego syna było punktem, który zaczął nowy rozdział w moim życiu, było moim poznaniem Boga, który nie zawiódł w najtrudniejszym momencie.

Jednak po wielkiej radości i euforii pojawiło się we mnie uczucie zmęczenia, wyczerpania. Zamiast szukać nowych sił w Bogu (wiedziałam przecież, że Bóg "zmęczonemu daje siłę, a bezsilnemu moc w obfitości" - Iz 40,29) zaczęłam słuchać myśli, że to jest normalne, że po takich przeżyciach mam prawo się tak czuć, że muszę przez to przejść. I tak z jednej strony miałam radość, z drugiej wielkie zmęczenie. Z czasem to zmęczenie zaczęło brać górę. Przestałam czytać regularnie Biblię i przestałam się modlić (bo 5 min przed snem trudno nazwać modlitwą).
Wkrótce też wpadłam w dół. Czułam się dotykana przez Boga na nabożeństwie, ale w tygodniu to wszystko stygło.. W pewnym momencie uświadomiłam sobie, że nie chcę aby moje życie tak wyglądało.. nie chcę, żeby to, co mam do powiedzenia o działaniu Boga w moim życiu brzmiało: dwa lata temu Pan Bóg uzdrowił mojego syna, pięć lat temu…, dziesięć lat temu… Zaczęłam się zastanawiać co się stało , że wtedy doświadczałam Boga a teraz już nie doświadczam..

Zrozumiałam, że przyczyną był mój sposób życia. Nie szukałam Go i dlatego nie doświadczałam. Bo przelotnych myśli o Bogu w ciągu dnia czy 5 minutowej modlitwy przed snem nie można nazwać szukaniem Boga. Doszłam do wniosku, że moja sytuacja nie wymaga tego, żeby Bóg mnie dotknął i sprawił, że znajdę czas i będzie mi sięchciało. Dopiero co byłam przez Boga dotykana. Moja sytuacja wymagała podjęcia właściwych decyzji i wprowadzenia zmian. Decyzji, że będę go szukać,chcę go znaleźć, chcę widzieć Jego prowadzenie, jestem gotowa uporządkować swoje życie, wyrzucić z niego śmieci – czyli to co mnie od Niego oddala i zabiera mój czas. Że będę czytać Jego Słowo, będę się modlić i będę posłuszna..
Wielokrotnie na różne sposoby Bóg pokazywał mi, że pomimo wielu zajęć mogę mieć na to wszystko czas. Kiedyś na kazaniu usłyszałam, że „mamy czas na to, na co chcemy”. I to jest prawda. Tylko, że często czas, który mogłam przeznaczyć dla Boga przeznaczałam na rzeczy, do których, jak uważałam, miałam prawo – na odpoczynek, hobby.

W tym samym czasie (o czym wspominałam już wcześniej, ale trudno się nie powtarzać, gdyż wydarzenia nakładają się na siebie), rozpoczęliśmy spotkania grupy domowej, na której zaczęliśmy studiować Dzieje Apostolskie . Jest to bardzo inspirująca lektura :) Przypomniałam sobie, że kiedyś marzyłam o tym by być prowadzoną i używaną przez Ducha Świętego. Marzenia te odżyły.


Podjęłam praktyczne decyzje, np. że będę modlić się w trakcie dojazdów do i z pracy, że będę czytać Słowo, nie chaotycznie, ale będę szukać Bożego prowadzenia w tym. Zmiana przyszła bardzo szybko. W pewnym momencie zauważyłam, że nie muszę wyznaczać sobie czasu na modlitwę.. że modlę się niejako automatycznie wsiadając do samochodu, a potem przenosi się to na resztę dnia.. Potem zaczęłam modlić się od razu po przebudzeniu...
Wypełniło się słowo: „Obudź się,który śpisz, I powstań z martwych, A zajaśnieje ci Chrystus” Ef 5,14 oraz „… [Bóg] nagradza tych, którzy go szukają.” Hbr 11,6
Mniej więcej w tym czasie, kiedy rozpoczęły się spotkania w grupie, zaczęłam częściej chorować. To były infekcje, które mój synl przynosił z przedszkola, tylko że ja przechodziłam je znacznie gorzej. Pewnego razu zaczęłam ciągle kaszleć, tak aż czułam ból w klatce piersiowej. Trafiłam do pulmonologa, który stwierdził, że mam astmę i że już na stałe będę musiała brać leki. Zaczęliśmy od dawki 2 x dziennie po 3 wdechy, jego zdaniem mieliśmy zejść do 1x1 wdech i to miała być już moja stała dawka. Słuchałam go z niedowierzaniem, gdyż owszem miałam problemy z oskrzelami, ale one były tylko okresowe..
Od 12 lat miałam zdiagnozowaną alergię, pojawiło się określenie nadreaktywność oskrzeli, od 9 lat się odczulałam. Następowała poprawa, ale po ciąży zaczęło postępować pogorszenie. Również musiałam z tego powodu stale brać leki.. Moim marzeniem było to, żebym nie musiała brać żadnych leków.

I kiedy tak studiowaliśmy Dzieje Apostolskie, pomyślałam, że nie chcę aby moje doświadczenia z Bogiem, z wszechmogącym Bogiem, który mówi o sobie Ja Pan, Twój lekarz sprowadzały się do tego i kończyły na tym, że będę mu dziękować za wspaniałych lekarzy, których stawia na mojej drodze.. Pomyślałam, że chcę doświadczyć czegoś więcej.
Zaczęłam szukać tego co mówią osoby, których Bóg używa w uzdrawianiu, zaczęłam się modlić, zaczęłam też przeciwstawiać się diabłu.
Po którejś z takich modlitw, przed snem miałam wizję.. widziałam siebie jak leżę i trzymają mnie wielkie czarne łapy. Walczyłam Bożym słowem (Flp 2,9 i Kol 2,15) i zostałam uwolniona. Utwierdziło mnie to w przekonaniu, że nie mogę poddawać się tym chorobom, tylko mam szukać uzdrowienia u Boga.
Kiedy mój stan się stabilizował próbowałam zmniejszać dawki leku lub go odstawiać, ponieważ nie mogłam zaakceptować tego, że mam brać te leki na stałe. Jednak dolegliwości natychmiast powracały, więc i ja wracałam do leków.
Aż wreszcie nastąpił pewien przełom. Usłyszałam świadectwo, które zbudowało moją wiarę i poczułam się dotknięta przez Boga.
Zdaję sobie sprawę, że to co teraz napiszę może być dla kogoś kontrowersyjne. Nikogo nie zachęcam do naśladowania mnie, ale zachęcam do przylgnięcia do Boga i szukania u Niego uzdrowienia.
Pojawiła się myśl by odstawić leki. Trochę czułam się wtedy jak Piotr (tak sobie wyobrażam), który zarzucał bezskutecznie sieci i do którego Jezus powiedział, żeby zarzucił sieci jeszcze raz. Ale pomyślałam, że zrobię to. Objawy pojawiały się, a po modlitwie znikały.. I tak trwało to jakiś czas. Ponieważ widziałam, że jest inaczej niż zwykle, że są chwile czy dni, kiedy tych objawów nie ma, dlatego walczyłam .. byłam bardzo zdesperowana. Po dwóch tygodniach Pan Bóg mi pokazał, że choroba cofnęła się o kilka lat. Byłam tak skupiona na tej walce i na tym by nie brać leków, że tego nie zauważyłam. To była dla mnie duża radość. Trwałam więc dalej przed Bogiem, bardziej już we wdzięczności. Po jakimś czasie znacząco zmalały objawy, przez które jeszcze brałam doraźnie leki. Ufam, że uzdrawianie mojego ciała nadal trwa i objawy, które jeszcze od czasu do czasu sie pojawiają w bardzo łgodnej postaci znikną zupełnie. 
Chwała Bogu, naszemu cudownemu Lekarzowi (Iz 53), który daje zwycięstwo!

Jeszcze rok temu wiosna i lato były dla mnie bardzo uciążliwe  i zamiast zachwycać się zapachami kwiatów mijałam kwitnące krzewy i drzewa "na wydechu".
Teraz, kiedy rosliny upiększają ziemię, chwaląc w te sposób Boga i ja dołączam się do tego, swobodnie oddychając i radując się... :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz